Mam na imię Patrycja

...prawdą jest, że od zawsze byłam ideologicznie związana z ekologią, lecz mojemu sercu bliskie było gotowanie...

Brak danych
Kreta

Pierwsza Grecka wyspa jaką odwiedziłam z moją drugą połówką, to była Kreta.

Wyspa od pierwszego spotkania otuliła nas życzliwością ludzi i wspaniałym klimatem.

Hotel jaki wybraliśmy nazywał się Semiramis Village. Z racji tego, że dość późno zdecydowaliśmy się na wyjazd, nie przebieraliśmy w hotelach. Braliśmy to, co było w dobrej cenie. Za cały pobyt 11-stu pełnych dni na 2 osoby z niewymyślnym all inclusive zapłaciliśmy 5900 zł. Przewidzieliśmy oczywiście dodatkowe wydatki, o których jeszcze wspomnę.

Przylecieliśmy do hotelu o 3 nad ranem i ku naszemu zdziwieniu już był dla nas przygotowany pokój . Po takiej podróży możliwość położenia się do łóżka była czymś wspaniałym. Dodatkowo przemiły Pan zaniósł nam bagaże do pokoju. Choć nie był to nowoczesny hotel, to jego obsługa i czystość zrobiły dobre pierwsze wrażenie. Z racji tego, że weszliśmy do pokoju jak jeszcze było ciemno, dopiero rano naszym oczom ukazał się piękny widok na Morze Egejskie z naszego kameralnego balkonu. Hotel jest przepięknie położony na wzgórzu i choć dla niektórych bywa to kłopotliwe, to trzeba uznać te widoki jako jego atut. Na mapie oznaczony jest w miejscowości Stalida, ale ja bym powiedziała, że znajduje się on pomiędzy miasteczkami. Do centrum Hersonissos mieliśmy 20 min pieszo, natomiast w drugą stronę 15 min dzieliło nas od równie przepięknej Stalidy. Jeżeli jesteś typem człowieka, który wszędzie musi zbadać okolice, to zdecydowanie tutaj jest co robić i nie ma potrzeby poruszania się jakimkolwiek pojazdem. Hotel nie ma swojej prywatnej plaży, natomiast korzystaliśmy z plaży należącej do innego pobliskiego hotelu, położonej około 500 m poniżej. Tak, jest to mała przeprawa z górki i pod górkę, ale w czasie wakacyjnym kiedy tak naprawdę tylko leżysz i jesz pyszne smakołyki to przydało nam się trochę ruchu. Dodam, że jesteśmy osobami aktywnymi fizycznie i każda forma ruchu jest przez nas pozytywnie odbierana. Plaża jest czysta z piękną zatoczką, którą tworzy krótka promenada z usypanych głazów. Wieczorem przepięknie oświetlona więc można wybrać się tam na spacer. Jeżeli lubicie prywatność to okolica ma mnóstwo małych dzikich zatoczek idealnych do snurkowania. Pamiętajcie - na Kretę bez sprzętu do wody ani rusz. Nie musi być to profesjonalny zestaw. Buty, które uchronią Was przed bliskim spotkaniem z jeżowcem oraz rurka i okulary aby móc tego jeżowca zobaczyć to podstawa. Jeżeli nie chcecie ich wozić to na miejscu w każdym markecie można skompletować taki zestaw za max 25 euro. Warto też zaopatrzyć się w parasol (6 euro) również przyda się na dzikie plaże ;)

W pobliskich miasteczkach też jest co robić. Stalida to piękna turystyczna miejscowość z szerokimi piaszczystymi plażami, otoczona drzewami, porośniętymi granatami i cytrusami. Centrum to mały deptak z dużą ilością sklepików z pamiątkami. Mnie urzekły szczególnie te, które oferują własnoręcznie wykonane pamiątki. Jestem wielką fanką handmade, a z każdej wyprawy staram się przywieźć coś właśnie takiego. Zdecydowanie polecam miejscowość dla osób szukających spokojnych wakacji. Hersonissos natomiast to jedna z najbardziej rozrywkowych miejscowości na Krecie. Imprezy taneczne zaczyna się tam po zmroku. Wtedy wszędzie słychać imprezową muzykę, a nad miastem unosi się łuna świateł. Wzdłuż wybrzeża natomiast ciągną się bary i kawiarnie, czynne praktycznie bez przerw. Zaręczam, że są tak samo urokliwe w nocy, jak i za dnia. Nie jestem typem imprezowicza, więc byłam raczej dziennym bywalcem. W dzień można napić się tam orzeźwiającego bezalkoholowego mojito w kilku smakach z różnymi rodzajami mięty. Wspominając o napojach nie mogę pominąć tutaj lokalnych trunków alkoholowych. Wyspa grecka słynie z Ouzo i Tsikoudii. Ouzo to dość popularna grecka anyżowa wódka, natomiast tak zwanym Raki (Tsikoudia) mieszkańcy częstują praktycznie w każdym możliwym momencie, często w towarzystwie pieczywa i oliwy. Warto dodać, że jest to wyrób produkcji chałupniczej, często z jakąś rodzinną tradycją. Raki powstaje między innymi z wytłoczyn winogron, które są produktem ubocznym przy produkcji wina. Są to alkohole wysokoprocentowe, więc polecam spróbować jeden kieliszek na lepsze trawienie. Skoro o tym mowa, to koniecznie muszę wspomnieć o lokalnej strawie. Kreta słynie z oliwy o pięknym świeżo-zielonym kolorze, która jest wytłaczana z najpyszniejszych oliwek jakich miałam okazję spróbować. Oliwki występują w 3 kolorach: czarne, fioletowe i zielone. Uprawiane z wielką starannością od starożytności. Tutaj również uprawą mogą pochwalić się lokalni mieszkańcy. Sposobów jest wiele. Wspólną techniką jest moczenie ich w słonej wodzie lub marynowanie. Szczegóły jednak zachowywane są jako rodzinna receptura. Oliwa jest tam dodatkiem do dań, kosmetyków i lekiem na wszystko. Nieoficjalnie mówi się, że Kreteńczycy mają swój sposób na długowieczność. Czyżby oliwa była częścią tej tajemnicy? Osobiście myślę, że coś w tym jest. Dlatego sama w kuchni używam jej bardzo dużo.

Z tego pobytu bardzo dobrze zapamiętałam smak sałatki greckiej z ichniejszą fetą, oliwkami i tą właśnie pięknie zieloną oliwą. Muszę dodać, że z sałatą ma ona mało wspólnego, ponieważ sałatka ta (nazwana po prostu „wiejską”) ma w sobie lokalne dary ogrodu. Znajdziecie w niej dojrzałe w słońcu pomidory, ogórki i cebulę, ale brak tam jakiejkolwiek sałaty. To połączenie zazwyczaj dopełnia szczypta oregano. Przecież nie mogłoby zabraknąć wspaniałych ziół, których woń jest po prostu częścią kreteńskiego powietrza. Lokalnym przysmakiem są tutaj souvlaki, czyli mięso wieprzowe lub drobiowe nadziane na szpadkę i upieczone na ruszcie. Z tym właśnie smakołykiem kojarzy mi się wyprawa na przepiękną lagunę Balos. Wybraliśmy się tam z lokalną wycieczką. Koszt to 50 euro za osobę, a w cenie wliczony był smaczny obiad na statku. Dodatkowo zapłaciliśmy podatek klimatyczny 1 euro. Osobiście uważam, że ta wyprawa jest warta tej, a nawet trochę wyższej ceny. Statek wypływał z portu Kissamos i opływał lagunę Balos oraz wyspę Imeri Granvousa. Pobyt nad samą laguną i na wyspie jest dość krótki. Czas wolny to w sumie 4 godziny, ale nam zupełnie wystarczył, aby popływać w krystalicznie czystej wodzie i pospacerować. Granvousa leży niedaleko na wschód od Balos. Aby zobaczyć lagunę w całej okazałości należy wejść na jej łagodny szczyt, na którym również znajduję się twierdza wenecka z XVI w. Wyspa była kiedyś zamieszkiwana przez piratów, od czego później nazwano ją Wyspą Piratów. Na wyprawę warto zabrać wygodne obuwie, ponieważ będąc tam koniecznie trzeba zobaczyć widok z góry. Naprawdę zapiera dech w piersiach! Namiastkę tego pięknego daru natury możecie zobaczyć na moich zdjęciach. Gwarantuje Wam, widząc to na żywo można pokusić się o stwierdzenie, że jest to jeden z najpiękniejszych widoków jaki można zobaczyć. Z części Krety, w której my odpoczywaliśmy, jest tam niestety daleko. My wyruszaliśmy bardzo wcześnie, bo o 4:00 rano, aby zdążyć dojechać autokarem do portu. Wracaliśmy bardzo późno, ok. 23:00. Warto zastanowić się nad tym przy wyborze swojej lokalizacji. To jedyna zorganizowana wycieczka z jakiej skorzystaliśmy. Żądni wrażeń i pięknych widoków postanowiliśmy wypożyczyć quada. Koszt takiej przyjemności to 60 euro za dobę plus koszty paliwa. Cena faktycznie może wydawać się dość wysoka, natomiast my wybraliśmy pojazd o pojemności silnika 550 cm3. Pojazdy o mniejszej pojemności można było wynająć już za 35 euro, oczywiście z pełnym ubezpieczeniem. My celowo wzięliśmy właśnie taki, gdyż wcześniej rozeznaliśmy się, że teren na wyspie jest dość wymagający. Można spokojnie stwierdzić, że górzysty. Dzięki temu mogliśmy swobodnie poruszać się po miejscach trudno dostępnych i nie martwić, że gdzieś zakopiemy się albo pokona nas wzniesienie. Faktycznie udało nam się odkryć miejsca mniej uczęszczane przez turystów. W obrębie 40 km od naszego hotelu było na co popatrzeć. Dotarliśmy do 2 tarasów widokowych - jeden z widokiem na miasto i morze, natomiast drugi pokazał nam prywatne gaje oliwne. Jadąc wzdłuż morza wyznaczoną drogą dla pojazdów dotarliśmy do przepięknej kapliczki i portu. Choć jesteśmy ostrożni i podróżowaliśmy w kaskach, aby w razie nieprzewidzianych zdarzeń nie mieć problemu z ubezpieczeniem, to poczuliśmy ten wiatr we włosach. Taka chwila wolności, dla której warto żyć.

Można powiedzieć, że każdy znajdzie tam coś dla siebie. A ja powiem nawet więcej - tam odnalazłam siebie. Ta wyprawa zmieniła moje życie, ponieważ od tamtej pory już każde wakacje chciałam spędzać w Grecji. Podoba mi się mentalność mieszkających tam ludzi, zaraziłam się ich SIGA-SIGA i zaczęłam doceniać momenty. Od zawsze szum morza i ciepło piasku skąpanego w słońcu łagodziły moje energiczne usposobienie, ale tam wyjątkowo towarzyszy temu to coś, co trudno opisać słowami. Takie szczęście, które dotyka bezpośrednio twojej duszy.

Z racji tego, że Kreta jest bardzo dużą wyspą obiecaliśmy sobie, że koniecznie musimy tam powrócić aby zobaczyć jeszcze więcej i znowu poczuć ten wspaniały klimat.

Brak danych
Projekt i realizacja: www.internet.media.pl
Brak danych
{"path":"kreta"}
{"menu":"menu","logo":"logo","row-1":"row-1","row-2":"row-2","row-3":"row-3","about":"about","footer":"footer","cookie":"cookie","author":"author","footer-sitemap":"footer-sitemap","social-media":"social-media","title-row":"title-row","title-col":"title-col","submenu":"submenu"}